2 października 1942 roku hitlerowcy dokonali pacyfikacji wsi Kalenne, mordując 60 mieszkańców osady. Podobny los spotkał mieszkańców pobliskiego Gwizdowa i Ciechocina. W 80. rocznicę pacyfikacji Kalennego i wiosek leśnych pamięć ofiar uczcili przedstawiciele władz samorządowych, powiatowych i wojewódzkich oraz mieszkańcy Gminy Modliborzyce.
Uroczystości rozpoczęła msza św. polowa w intencji pomordowanych przy pomniku ofiar pacyfikacji we wsi Kalenne. Liturgii przewodniczył ks. Marcin Chłopek - proboszcz parafii pw. Św. Stanisława BiM w Modliborzycach. Oprawę muzyczną obchodów zapewniła Parafialna Orkiestra Dęta z Szastarki.
Następnie nastąpiło wciągnięcie flagi państwowej na maszt i wspólne odśpiewanie hymnu Polski. Poczet flagowy wystawiła Grupa Rekonstrukcyjno-Historyczna im. płk Tadeusza Zieleniewskiego z Majdanu Obleszcze.
Przemówienie okolicznościowe wygłosił Burmistrz Modliborzyc Witold Kowalik. Po nim pan Piotr Groszek z grupy rekonstrukcyjno-historycznej odczytał apel poległych i pomordowanych oraz oddano salwę honorową.
Część oficjalną uroczystości zakończyło złożenie wieńców i zniczy przez przybyłe delegacje.
Pod pomnikiem hołd ofiarom pacyfikacji oddała w imieniu Marszałka Województwa Lubelskiego Jarosława Stawiarskiego – Marta Startek-Fac – Kierownik Oddziału Promocji Województwa i Projektów Promocyjnych oraz delegacja radnych powiatu janowskiego z gminy Modliborzyce - wicestarosta janowski Michał Komacki, Andrzej Ciupak i Piotr Rogoża.
W imieniu całej społeczności Gminy Modliborzyce wieniec złożyła delegacja władz gminy: burmistrz Witold Kowalik, przewodniczący rady miejskiej Adam Kapusta, sekretarz gminy Marzena Dolecka – Jocek, a z nimi ks. Marcin Chłopek, proboszcz parafii Modliborzyce.
Wśród delegacji składających kwiaty byli także przedstawiciele Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej Koło Obwodu Nisko – Stalowa Wola, Zarząd Koła Gospodyń Wiejskich „Wysokie Obcasy” z Modliborzyc oraz delegacja Grupy Rekonstrukcyjno-Historyczna im. płk Tadeusza Zieleniewskiego z Majdanu Obleszcze.
77 zniczy, symbolizujących ofiary pacyfikacji Kalennego, Ciechocina i Gwizdowa, złożyli: radni, sołtysi, pracownicy urzędu, kierownicy jednostek organizacyjnych, dyrektorzy oraz przedstawiciele szkół, przedszkoli, instytucji i organizacji, druhowie z OSP oraz mieszkańcy gminy Modliborzyce.
W uroczystościach nie mógł osobiście wziąć udziału Wojewoda Lubelski Lech Sprawka, który przesłał do organizatorów i uczestników obchodów 80. rocznicy pacyfikacji Kalennego i wiosek leśnych okolicznościowy list.
Na zakończenie uroczystości zgromadzeni mogli obejrzeć montaż słowno – muzyczny przygotowany przez uczniów Zespołu Szkół w Modliborzycach opracowany przez nauczycielki: Jolantę Blachę i Katarzynę Białą, oparty na wspomnieniach pani Wandy Krasowskiej – naocznego świadka wydarzeń z 1942 r.
Dziękujemy wszystkim, którzy włączyli się w organizację obchodów 80. rocznicy pacyfikacji Klennego i wiosek leśnych oraz wszystkim przybyłym na uroczystość.
Uroczystości przygotował Urząd Miejski w Modliborzycach przy współpracy z Gminnym Komendantem Ochotniczej Straży Pożarnej w Modliborzycach, Gminnym Ośrodkiem Kultury, Biblioteką u Kazimierza, spółdzielni socjalnej „Pionier” oraz Kołem Gospodyń Wiejskich „Wysokie Obcasy” z Modliborzyc.
Tekst przemówienie Burmistrza Modliborzyc Witolda Kowalika wygłoszony podczas uroczystości 80. rocznicy pacyfikacji Kalennego, Ciechocina oraz Gwizdowa.
Tło historyczne do przemówienia przygotował pan Marek Mazur, nauczyciel Zespołu Szkół w Modliborzycach.
„Szanowni Państwo.
Osiemdziesiąt lat temu 2 października 1942 roku w Kalennem dokonano mordu na kilkudziesięciu niewinnych i bezbronnych mieszkańcach tej miejscowości oraz pobliskich wsi; Ciechocin i Gwizdów.
Tragedia, która rozegrała się w tym miejscu szokuje i boli po dziś dzień, chociaż jak mówią czas leczy najgłębsze rany. Ale prawdą jest też, że do dziś nie znajdujemy racjonalnego wytłumaczenia na pytanie dlaczego musieli zginąć i kto był temu winien. Źli ludzie? Czy może zły, mroczny czas II wojny światowej? Czas kiedy cierpienie i śmierć dotykały najczęściej ludzi niewinnych, którzy nieśli pomoc potrzebującym bo tak było w przypadku dramatu mieszkańców Kalennego i sąsiednich miejscowości.
Opowieść o zagładzie spokojnej, położonej wśród lasów wsi to historia tragiczna ale i piękna zarazem. Piękna bo wśród śmierci, strachu i cierpienia znalazło się wielu, którzy potrafili nieść pomoc, współczucie, z narażeniem życia ratowali bliźnich, przyjęli ich do swoich domów, pomogli w odbudowie spalonych gospodarstw. To są naprawdę wspaniali bohaterowie naszej gminy.
Dziś wspomnijmy przede wszystkim tych ludzi, zapewne wielu do dziś jest nieznanych, bezimiennych ale pozostało dobro jakie wyświadczyli i o tym warto wspomnieć po ośmiu dekadach od tej tragedii.
Wielki Polak ( T. Kościuszko) powiedział, że „ pamięć w sercu jest trwalsza od spiżu”. Miał rację albowiem pomnik upamiętniający to wydarzenie był nieraz poddawany renowacji a nasza pamięć, uznanie i współczucie dla ludzi, którzy przeżyli ten dramat pozostaje niezmiennie przechowywana w naszych sercach.
Przebieg wydarzeń jakie rozegrały się w Kalennem przed osiemdziesięciu laty stosunkowo łatwo jest zrekonstruować dlatego, że nie brak spisanych relacji świadków, inna sprawa, że w niektórych przypadkach te relacje bywają sprzeczne. Niemniej z całości przekazów można się pokusić o dokładną rekonstrukcję całości dramatu.
Latem i jesienią 1942 roku nasiliła się też aktywność oddziałów partyzanckich, które często znajdowały wsparcie w małych położonych na uboczu miejscowościach. Wsie położone wśród lasów były pod obserwacją szpiegów i interesowały się nimi lokalne władze okupacyjne.
W 1942 roku na terenie Modliborzyc jeszcze istniała gmina żydowska, dodajmy jako jedna z ostatnich w okupowanej Polsce. Wielu Żydów znajdowało schronienie u swoich sąsiadów - Polaków, wielu znalazło schronienie w Kalennem i okolicznych wsiach, położonych w lasach. Po latach wspominała o tym pani Wanda Krasowska: „W niewielkim pokoju mieszkała z nami rodzina żydowska. To byli bardzo biedni ludzie . Często głodowali . My też byliśmy biedni ale dzieliliśmy się z nimi tym co mieliśmy.”
O ukrywających się Żydach wiedziała też niemiecka żandarmeria oraz gromadzące się w okolicy niemieckie oddziały eksterminacyjne. Możliwe, że niesprawiedliwy wyrok na mieszkańców Kalennego i okolicznych wsi zapadł dużo wcześniej niż przed październikiem 1942 roku.
Niemcom chodziło zarówno o ukaranie osób, które nie przestrzegały ich nakazów. Pierwszy akt tragedii rozegrał się w początku października 1942 roku gdy w Kalennem i Gwizdowie zjawili się ludzie podający się za partyzantów. „Marnie uzbrojeni, zabiedzeni, obdarci w cywilnych ubraniach. Mówili po polsku, prosili o posiłek i wskazanie drogi.” Nikt nie pytał o opcję polityczną tych partyzantów, potrzebującym po prostu udzielono pomocy, zresztą nie pierwszy raz. Tym razem była to prowokacja.
Wkrótce za fałszywymi partyzantami, zjawił się oddział Wehrmachtu składający się z byłych sowieckich żołnierzy czyli formacji ochotniczych Ostlegionen a wraz z nimi niemieccy żandarmi.
Innymi słowy pacyfikacji dokonali Niemcy i kolaborujący z nimi obywatele Związku Radzieckiego.
Agresorzy wyszli z lasu drogą prowadzącą do pobliskiego Łążku. Dramat rozegrał się we wczesnych godzinach porannych w piątek 2 października „po kilku deszczowych dniach nastała pogoda” toteż wielu mieszkańców pracowało na swoich polach, to oni jako pierwsi dostrzegli żołnierzy i oni zginęli jako pierwsi.
Początkowo nie przypuszczali, że grozi im niebezpieczeństwo; zresztą byli zajęci jesiennymi pracami polowymi, ale kiedy żołdacy zaczęli strzelać do cywilów rozpoczął się kolejny akt tragedii. Naoczny świadek wydarzeń -pani Wanda Krasowska tak opisuje te chwile: „Niemiec wymierzył i strzelił do ojca, kula przeszła przez rękę i bok, upadł na ziemię krzycząc przez co ściągnął na siebie kolejne pociski”. Dorośli własnymi ciałami zasłaniali dzieci by dać szansę ucieczki.
Oprawcy zaczęli podpalać drewniane domostwa, znajdujące się najbliżej drogi. Zapłonęła posesja Krasowskich, Kaniów, Ludianów, Czajków, Podporów, Kuziorów, Małków oraz wiejska karczma. Warto wspomnieć, że w domu Jana Małka, położonym w środku Kalennego, mieściła się szkoła.
Gdy z płonących domów wybiegali przerażeni ludzie to najprawdopodobniej wówczas hitlerowcy „w środku wsi przy szkole” ustawili ciężki karabin maszynowy i rozpoczęli ostrzał. Ludzie ginęli podczas ucieczki ale też i w domach zanim zdążyli zorientować się w sytuacji bo kule ciężkiego karabinu maszynowego przebijały drewniane ściany chat.
Naoczny świadek wydarzeń po latach wspomina: „Jedna z ciotek i jej dzieci leżeli zabici, kule dosięgły ich gdy jedli posiłek”.
Podczas akcji pacyfikacyjnej hitlerowcy spalili część domostw (dane mówią o liczbie 13-15 zabudowań) ocalała więc ponad połowa wiejskiej zabudowy.
Prawdopodobnie oprawcy szybko zorientowali się, że pożar może się rozprzestrzenić na okoliczne lasy, są też relacje, które sugerują, że na miejsce pacyfikacji wezwano okoliczne straże pożarne.
Jak wspomniano wieś nie została otoczona szczelnym kordonem, zabójcy atakowali od południa czyli od drogi prowadzącej do Łążka. Jedyną szansą na ratunek była ucieczka w stronę Modliborzyc i Słupia ci, którzy wybrali tę drogę ucieczki w wielu przypadkach uratowali życie.
Kiedy napastnicy odeszli ludzie zaczęli wracać do swoich domów lub miejsca, w którym te domy stały. Jednak nie był to jeszcze koniec gehenny. Wkrótce nadleciały niemieckie samoloty, miały dokończyć zniszczenia: „Wtedy jeszcze nadleciały samoloty spuszczały się nisko i gdy coś zobaczyły, kupkę siana, stodołę to do niej strzelali”.
Dla tych, którzy przeżyli najgorsze miało dopiero nadejść; musieli zidentyfikować zwłoki swoich bliskich, pochować, znaleźć schronienie przed zbliżającą się zimą. Bez pomocy rodziny czy też ludzi życzliwych, pozbawieni środków do życia, byliby skazani na śmierć.
Stosunkowo rzadko wspomina się tych bohaterów naszej gminy, którzy pod swój dach przyjmowali, opatrywali i dzielili się tym co mieli. Bez ich wsparcia ofiar barbarzyństwa okupantów byłoby dużo więcej.
Szacunki liczby bezpośrednich ofiar pacyfikacji są różne; jedni podają, że zamordowano w sumie 77 osób inni mówią nawet o 131 zabitych mieszkańcach wsi Gwizdów, Kalenne”.
List Wojewody Lubelskiego z okazji obchodów 80. Rocznicy Pacyfikacji Kalennego i Wiosek Leśnych.